
Zapraszamy do lektury prac laureatek konkursu ,, Jesienne barwy w literaturze”
Zapraszamy do lektury prac laureatek konkursu ,, Jesienne barwy w literaturze”. Jesień jeszcze nas nie opuściła, a to doskonały czas na zadumę i refleksję nad nad jej pięknem, niepowtarzalnym klimatem, przemijaniem i cyklicznością. Z pewnością zaprezentowane prace pokazują uroki tej pory roku w różnych ujęciach, zwracają uwagę pięknem języka i oryginalnością .
Laureatkom jeszcze raz gratulujemy pomysłów! Życzymy nowych inspiracji i sukcesów.
I miejsce zajęła Jessica Łuczak:
“JESIEŃ LOGUJE SIĘ BEZ ZAPROSZENIA”
Wiatr groźnie i mocno drzewa kołysze,
On w spółce z deszczem przegania ciszę.
I gdy te dźwięki wokoło słyszę,
Biorę długopis i tylko piszę….
Tworzę na kartce zdań całą masę,
By wygrać walkę z płynącym czasem.
Co słońce i ciepło wnet pozabierał,
W kurtki i czapki nas poubierał.
I tylko skromnie marzyć dziś mogę,
Że jeszcze ujrzę letnią pogodę.
Bezchmurne niebo i liście zielone,
Wróć lato tak ciepłe i upragnione.
Jednak jak dłużej wsłucham się w ciszę,
To chyba jeszcze coś tam usłyszę.
Usłyszę głosik ten z serca głębi,
Że chyba jednak chandra mnie gnębi…
Bo przecież kiedy rozejrzę się wkoło,
Wiem, że marudzę, a jest wesoło.
Ilość kolorów nie z tego świata,
Jesień oznajmia: „Czym chata bogata”!
Barw jest od groma na każdym kroku,
Żółcie i czerwienie królują w tym roku.
Pomarańcze wszystkiemu dodają uroku,
Brązy już wyszły z cienia i mroku.
Wszak jesień przecież to też walory,
Gruszki, jabłuszka i inne zbiory.
Śliwki, co w placku smakują obłędnie,
Wszystkie kawałki znikną bezwzględnie!
Przecież po deszczu słońce też świeci,
I znów wesoło bawią się dzieci.
W kaloszach i palcie czas się nie dłuży,
Można pobawić się w miejskiej kałuży.
A kiedy zmęczą nas dźwięki tej wrzawy,
Po prostu warto napić się kawy.
Popatrzeć przed siebie, jak dynie rosną,
Pozbierać szyszki, co leżą pod sosną.
Chcę odkryć na nowo uroki tej pory,
Gdzie grzybki nieśmiało wystają spod kory,
A z mchu tuż za rogiem wrzosy zerkają,
Do lasu na spacer nas zapraszają.
Mnóstwo kolorów i barw jest bez liku,
Wróble nieśmiało buszują w karmniku.
Wiewiórki dzielnie orzechy zbierają,
Do ruchu i pracy nas zachęcają.
By razem z liśćmi zatańczyć w ogrodzie,
Zapomnieć o smutku i częstym chłodzie.
A gdy zrobi się szaro, w ten dzień jesienny,
Poczujesz zmęczenie i zrobisz się senny.
Weź kocyk i kubek herbatki z miodem,
Napij się szybko, pożegnaj z chłodem.
Zrób ogień w kominku, ogrzej się w blasku,
Pomyśl o plaży i ciepłym piasku.
By jeszcze bardziej polubić ten klimat,
Pomyśl, że wkrótce czeka nas zima!!!
II miejsce Martyna Rzyska:
Ta historia, ukaże zmianę jesiennej duszy w słowiańskim narodzie. W pewnym grodzie dotkniętym wojną, rodzeństwo zostało rozdzielone. Były to siostry Jagna i Lamia. Miały one 6 lat, kiedy los rzucił je na dwa krańce Polski. I tak Jagna trafiła do rodziny Pawlików, którzy zaopiekowali się nią. Natomiast Lamia została w wiosce u boku starego Persa, samotnego wdowca. Posiadał on kuźnię, a dziewczynka mogła przejąć po nim jego interes. Pierwsza z nich była rozsądna, niewinna. Pomimo ciężkiego epizodu wyszła na prostą. Ognistowłosa dziewczynka o oczach niebieskich jak akwamaryn, rozwijała się w nowym środowisku, przynosząc dumę jej rodzinie. Jej siostra nie miała tak samo sielankowego dzieciństwa jak ona. Od małego nauczyła się podstawowych umiejętności kuźniarskich, które pozwoliłyby na swobodną pracę w kuźni. Charakter Lamii nie pomagał bohaterce w codziennym życiu. Była ona bowiem uosobieniem chaosu, determinacji oraz siły. Ale i ona posiadała zdrowy rozsądek, lecz nie używała go często. Dwa nowe życia zostały ukształtowane. Pomimo życia w innych krańcach Polski, siostry tęskniły za sobą, marząc o ponownym spotkaniu. Miało ono nastąpić w nieoczekiwanym momencie. Jagna poznała chłopca, który przyjechał do jej miasteczka. Dziewczyna zakochała się w nim. Problem okazał się wtedy, kiedy Jan musiał wrócić do domu by pomóc rodzinie. Pojawiający się dylemat nie dawał bohaterce spać. W głowie miała jedno pytanie, zostać w tej sielance czy jechać z ukochanym.
- “Po tym wszystkim, myślisz, że jest mi łatwo wybrać? Zostawienie rodziny jest dla mnie trudne.” Powiedziała z ciężkim sercem Jagna.
- “Zostawienie swojego domu rodzinnego nie zawsze musi kończyć się źle. W twoim przypadku może to być rozwój i usamodzielnienie się.” Tłumaczył Jan.
Po wsparciu oraz szczegółowej rozmowie, siostra podjęła decyzję, iż wyjedzie z wioski by zamieszkać razem z Janem. Spakowali się, pożegnali i wyruszyli w drogę. Kiedy dotarli, dziewczyna czuła jakby znała to miejsce lub była tu wcześniej. Chłopak zaprowadził ukochaną do swojego rodzinnego domu oraz przedstawił domownikom. Jego rodzice ucieszyli się, że mają pomoc w żniwach. Jagna postanowiła przejść się po wiosce. Opadające złote i rude oraz brunatne liście z drzew uspokajały zabieganą głowę głównej bohaterki. Barwy liści idealnie odwzorowały polską jesień nadając jej melancholii oraz lekkości. Tymczasem Lamia wynosiła nowe narzędzia do odbudowanej przez siebie szopy. Nie była ona przygotowana na to spotkanie. Rudowłosa szła dróżką pełną liści, które kopała z radością. A w tym samym momencie zobaczyła to Lamia i krzyknęła:
- “Hej, co ty robisz?! Zamiatałam tutaj chwilę temu.” Krzyknęła zbulwersowana dziewczyna, lecz zastygła, kiedy zobaczyła kto kopie te nieznośne liście.
- Lamia! To ty? to naprawdę ty?” Krzyknęła Jagna wbiegając w objęcia swojej siostry.
- “Nie wierzyłam, że znów Ciebie zobaczę.” Powiedziała Lamia z oczami pełnymi łez.
- “Nareszcie razem.” Powiedziały wspólnie.
Siostry zaczęły opowiadać sobie ich własne historie i przeżycia. Zaplanowały cały tydzień ze sobą. Jan, kiedy dowiedział się o tym kim jest siostra Jagny wiedział jedno, musi się jej pozbyć i uciec stamtąd. Lamia w wiosce była opisywana jako opętana wiedźma. Jego rodzina nie akceptuje jej jak i on sam. Tymczasem siostry nadrabiały stracony czas. Pomagały sobie oraz chodziły na spacery nad jezioro i robiły bukiety z barwnych liści. Chodziły również na grzyby, z których gotowały pyszne dania. A kiedy dowiedziały się o tym, iż równonoc jesienna jest świętowana, od razu zgłosiły się do pomocy. Układały snopki oraz przygotowały ofiary dla boga Świętowita. Rankiem pobiegły do lasu by nazrywać kwiaty i stworzyć, wianki które potem posłużą im do świętowania. Natomiast Jan zaplanował, że dziś pozbędzie się jego nieprzychylnej lubej. Jagna i Lamia zaplotły wianki. Kruczowłosej wianek miał azalie, hiacynty, hortensje. Natomiast rudowłosej były to białe lilie, astry i goździki. Obrzęd się rozpoczął muzyka, tańce przy żarliwym ognisku, wszystko miało swój urok. Panny ubrane w suknie zaplatały wianki oraz zaczęły śpiewać pieśń.
– “W nasionach waszych, krwawej historii szept. Zasieją w sercach wolności zew.”
Dziewczyny składały ofiary i wrzuciły je do ogniska. Następnie podeszły do jeziora i puściły wianki na wodzie. Zauważyła siostry pewna znachorka, która widząc w nich intrygę ukazała im ich przyszłość.
- “Oj nieprzychylnie to widzę. Ta noc rozdzieli słońce i księżyc przez wielkie fale jeziora. A wasza dwójka jest w tym zagrożona.” powiedziała staruszka.
Bohaterki nie przejęły się słowami babki, lecz świętowały dalej ciesząc się wspólnym czasem. Podczas tańców Jan zabrał Jagnę na spacer obiecując niespodziankę. Zabrał ją nad klif, gdzie podarował jej bukiet jarzębiny. Dziewczyna obraca się by pokazać gwiazdozbiór ukochanemu, lecz on wpycha ją do jeziora. Chłopiec dobrze wiedział, że Jagna nie umie pływać, więc jej utopienie nie stanowiło dla niego problemu. Lamia zorientowała się, że jej siostra nie wróciła, lecz myślała, iż jest z ukochanym. Rankiem, gdy zaczęła jej szukać okazało się, że kochanek wyjechał a żadnego śladu po siostrze nie ma. Przeszukała wszystko, wszystkie wioski, gaje, pola, lasy. Aż w końcu przysiadła przy ich ulubionym drzewie nad jeziorem. I zobaczyła wianek a za nim ciało Jagny. Lamia wpłynęła i wyciągnęła ciało z wody. Próbowała ją uratować, lecz bez rezultatów. Panna zaczęła płakać za swoją siostrą i zdała sobie sprawę, że przepowiednia znachorki się spełniła. Od razu zaniosła ciało Jagny do babki prosząc o uleczenie jej. Natomiast kobieta jej odpowiada.
– “To jest jedyny sposób w jaki ona odzyskała wolność “- powiedziała kobieta głaszcząc ją po głowie.
Minął długi czas a Lamia pogodziła się z śmiercią siostry. Od tamtej pamiętnej nocy w każdą jesień namawiała ludzi do obrzędu równonocy jesiennej i dbała o bezpieczeństwo każdej panny. Własnym rytuałem siostry jest od teraz przesiadywanie nad ich jeziorem i dopilnowaniem by każda jesień była lepsza niż poprzednia. Pomagając sobie i innym ludziom, którzy zmienili swoją opinie na jej temat i zauważyli złoto w duszy Lamii.
III miejsce Ewelina Żybura
„Złoty wiatr”
Jesienny poranek pachniał dymem i wilgocią. Mgła obejmowała pola, a powietrze było ciężkie od zapachu mokrej ziemi i liści. Nikodem szedł powoli wzdłuż ścieżki prowadzącej na wzgórze za wsią. Pchał przed sobą rower, bo koła ślizgały się po brązowym błocie. Droga, którą znał od dziecka wyglądała inaczej- bardziej pusta, cichsza.
Za zakrętem czekał stary sad. Z daleka przypominał wyspę barw- czerwieni, złota i brązu. To było ulubione miejsce jego dziadka. Jeszcze rok temu razem zbierali tu jabłka, rozpalali małe ognisko i siedzieli na spróchniałym pieńku, pijąc gorącą herbatę z termosu. Dziadek opowiadał wtedy historie z młodości- o wojsku, o pierwszym motorze, o tym jak sam sadził te drzewa. A Nikodem słuchał z fascynacją, jakby słuchał opowieści o świecie, który już nie istnieje.
Teraz sad był pusty. Tylko wiatr poruszał gałęziami i strącał kolejne liście. Każdy spadał z lekkim szelestem, jakby coś szeptał po cichu. Nikodem pochylił się i podniósł jedno jabłko. Było nieduże, lekko nadgniłe z jednej strony. Przetarł je rękawem i ugryzł. Sok miał smak dawnych lat- słodko-kwaśny, znajomy.
Usiadł na tym samym pieńku, na którym zwykle siadał z dziadkiem. Z kieszeni wyciągnął scyzoryk, ten sam, który dostał od niego dwa lata temu w wakacje. Rękojeść była już trochę porysowana, ale ostrze wciąż błyszczało. W drewnie pieńka Nikodem wyciął mały znak- literę ,,N” a obok ,,D”. Nie po to, żeby ktoś zobaczył, tylko żeby wiedział, że pamięta.
Dziadek często mówił, że jesień to czas porządków, że przychodzi, kiedy człowiek musi coś zostawić za sobą, żeby zrobić miejsce na nowe. Nikodem wtedy się śmiał- dla niego jesień była po prostu porą deszczu, błota i kończących się wakacji. Jednak teraz już doskonale rozumiał co miał na myśli.
Zamknął oczy i wsłuchał się w wiatr. Był w nim jakiś spokój, może nawet czułość. Jakby sam świat próbował powiedzieć mu: „nic nie znika naprawdę”. Pamięć- to taki liść, który nie opada. Zostaje w człowieku, zmienia tylko kolor.
Z oddali dało się słyszeć dzwon z kościoła. Jeden, drugi, trzeci- południe. Nikodem wiedział, że powinien wracać, ale coś trzymało go w miejscu. Spojrzał na drzewa. W słońcu, które przebijało się przez chmury, wyglądały jak płonące. Czerwone korony drżały od wiatru, złote liście wirowały w powietrzu. Przez chwilę miał wrażenie, że dziadek siedzi obok, uśmiecha się i kiwa głową, jak zawsze, gdy chciał coś powiedzieć, ale wolał milczeć.
Nikodem wstał powoli. Włożył scyzoryk do kieszeni i ruszył w stronę domu. Droga prowadziła w dół, przez łąkę i mały mostek nad potokiem. Woda płynęła leniwie, a jej powierzchnię pokrywały drobne liście klonu. Każdy z nich płynął w inną stronę, ale wszystkie razem tworzyły spokojny nurt- jak wspomnienia, które nie znikają, tylko cicho odpływają dalej.
Kiedy dotarł do wsi, słońce już zachodziło. Niebo zrobiło się pomarańczowe, a na horyzoncie widać było dym z kominów. Nikodem zsiadł z roweru i popatrzył na swój dom. Mama krzątała się w ogrodzie, zbierając ostatnie pomidory. Z kuchni dolatywał zapach zupy dyniowej- tej samej, którą dziadek zawsze gotował na jesień.
Uśmiechnął się lekko. Wszedł do środka, umył ręce i usiadł przy stole. Na parapecie leżał stary, lekko zniszczony kapelusz dziadka. Nikt go nie ruszał. Był jak część domu- jak ciche wspomnienie, które nie potrzebuje słów.
Za oknem wiatr znów się zerwał i porwał kilka liści. Wirując w powietrzu, wyglądały jak małe, złote ptaki. Nikodem pomyślał, że może właśnie tak wygląda pamięć- ulotna, ale piękna. I że może jesień wcale nie jest końcem. Może to tylko przypomnienie, że wszystko ma swój czas- nawet tęsknota.
Spojrzał na niebo, które z każdą minutą ciemniało coraz bardziej. Gdzieś wysoko błyszczała pierwsza gwiazda. Nikodem poczuł spokój, jakiego dawno nie czuł. Wiedział, że dziadek nie zniknął naprawdę- był w zapachu dymu, w smaku jabłek.
Jesień przemijała, ale nie zabierała. Zostawiała po sobie wspomnienia- ciepłe jak wełniany sweter i ciche jak wiatr w gałęziach. Nikodem uśmiechnął się i pomyślał, że może właśnie na tym polega dorastanie: na zgodzie z tym, że wszystko się kiedyś kończy, ale nic nie ginie naprawdę.
